Za
kilka dni wyruszamy w Pireneje. Decyzja o wyprawie zapadła kilka
miesięcy temu- w Montserrat. Potem przyszedł czas na rekonesans w
domowym zaciszu, bo najlepiej snuje się plany i wizje na kanapie ze
szklaneczką szkockiej whisky, wodząc po mapie palcem.
Wybór
padł na szlak GR11, czyli Gran Recorrido (zwany też La Senda),
który wiedzie przez hiszpańskie Pireneje od Atlantyku do Morza
Śródziemnego (lub na odwrót). Jego francuskim odzwierciedleniem
jest GR10. Trasa liczy sobie około 840 km i można ją pokonać w
czterdzieści kilka dni. Tak bynajmniej sugeruje Paul Lucia w swym
przewodniku, pt. "Through the Spanish Pyrennes: GR11"
(wydawnictwo Cicerone, wydanie anglojęzyczne). My raczej nie
zdobędziemy się na ten wyczyn- nie mamy tyle czasu, ani takiej
formy, by pokonać trasę w krótszym czasie. Są bowiem tacy, którym
wystarczy dwadzieścia kilka dni, niektórym osiem, żeby zrobić
całość. W każdym razie wyruszamy z Puigcerdy, położonej
niedaleko granicy z Francją i będziemy iść w stronę Atlantyku.
Gdzie dojdziemy, zobaczymy za dwa tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz