poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Cała naprzód ku nowej przygodzie


Za kilka dni wyruszamy w Pireneje. Decyzja o wyprawie zapadła kilka miesięcy temu- w Montserrat. Potem przyszedł czas na rekonesans w domowym zaciszu, bo najlepiej snuje się plany i wizje na kanapie ze szklaneczką szkockiej whisky, wodząc po mapie palcem.

Wybór padł na szlak GR11, czyli Gran Recorrido (zwany też La Senda), który wiedzie przez hiszpańskie Pireneje od Atlantyku do Morza Śródziemnego (lub na odwrót). Jego francuskim odzwierciedleniem jest GR10. Trasa liczy sobie około 840 km i można ją pokonać w czterdzieści kilka dni. Tak bynajmniej sugeruje Paul Lucia w swym przewodniku, pt. "Through the Spanish Pyrennes: GR11" (wydawnictwo Cicerone, wydanie anglojęzyczne). My raczej nie zdobędziemy się na ten wyczyn- nie mamy tyle czasu, ani takiej formy, by pokonać trasę w krótszym czasie. Są bowiem tacy, którym wystarczy dwadzieścia kilka dni, niektórym osiem, żeby zrobić całość. W każdym razie wyruszamy z Puigcerdy, położonej niedaleko granicy z Francją i będziemy iść w stronę Atlantyku. Gdzie dojdziemy, zobaczymy za dwa tygodnie.

Brak komentarzy: