Refugi del Riu dels Orris (2230m) - Encamp (1280m)
Nocleg
na metalowych pryczach w refugio, dzieliliśmy z parą Hiszpanów z
Barcelony, która postanowiła w ten weekend przejść szlak biegnący
wzdłuż granic Andorry. Zaletą noclegu pod dachem była
niewątpliwie oszczędność porannego czasu i wysiłku związanego
ze składaniem namiotu. Wadą zaś panujący w środku zapach
ogniskowego dymu, którym przesiąkliśmy my i nasze rzeczy.
Wyruszyliśmy
na szlak zaraz po skromnym śniadaniu (pół chorizo na dwa żołądki,
tylko tyle nam jedzenia zostało), z lekkim niepokojem obserwując
poranne niebo, które zaciągnięte ciemnymi chmurami, dawało nam do
zrozumienia, że nie zamierza być łaskawe. Zmotywowani wizją
bijących piorunów, morza deszczu, a chyba najbardziej przez
burczące brzuchy, szliśmy raźnym krokiem naprzód do Encampu.
O
dziwo, nie rozpadało się i suchą nogą dotarliśmy na wielkie,
niemalże w centrum miasta, pole kempingowe, ciasno zastawione
namiotami i przyczepami kempingowymi (Carretera
de Vila, Camping Internacional- 5,5 euro od osoby, tyleż samo od
namiotu). Uszczknęliśmy trochę miejsca i dla naszego namiotu, by
chwilę potem pomknąć pod prysznice, bo obcując z naturą nie
łatwo dochować standardów higieny osobistej, a przecież myśmy
chcieli do miasta, do restauracji, na wino czerwone...
Posileni
pizzą, napojeni winem i pobudzeni espresso, przemierzyliśmy Encamp
wzdłuż i wszerz, zgodnie uznając, że psucie wizerunku urokliwych
miasteczek potworkami architektonicznymi jest zwyczajem
transgranicznym...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz