niedziela, 7 sierpnia 2011

GR11 Dzień czwarty


Refugi del Riu dels Orris (2230m) - Encamp (1280m)

 

Nocleg na metalowych pryczach w refugio, dzieliliśmy z parą Hiszpanów z Barcelony, która postanowiła w ten weekend przejść szlak biegnący wzdłuż granic Andorry. Zaletą noclegu pod dachem była niewątpliwie oszczędność porannego czasu i wysiłku związanego ze składaniem namiotu. Wadą zaś panujący w środku zapach ogniskowego dymu, którym przesiąkliśmy my i nasze rzeczy.

Wyruszyliśmy na szlak zaraz po skromnym śniadaniu (pół chorizo na dwa żołądki, tylko tyle nam jedzenia zostało), z lekkim niepokojem obserwując poranne niebo, które zaciągnięte ciemnymi chmurami, dawało nam do zrozumienia, że nie zamierza być łaskawe. Zmotywowani wizją bijących piorunów, morza deszczu, a chyba najbardziej przez burczące brzuchy, szliśmy raźnym krokiem naprzód do Encampu.

O dziwo, nie rozpadało się i suchą nogą dotarliśmy na wielkie, niemalże w centrum miasta, pole kempingowe, ciasno zastawione namiotami i przyczepami kempingowymi (Carretera de Vila, Camping Internacional- 5,5 euro od osoby, tyleż samo od namiotu). Uszczknęliśmy trochę miejsca i dla naszego namiotu, by chwilę potem pomknąć pod prysznice, bo obcując z naturą nie łatwo dochować standardów higieny osobistej, a przecież myśmy chcieli do miasta, do restauracji, na wino czerwone...

Posileni pizzą, napojeni winem i pobudzeni espresso, przemierzyliśmy Encamp wzdłuż i wszerz, zgodnie uznając, że psucie wizerunku urokliwych miasteczek potworkami architektonicznymi jest zwyczajem transgranicznym...





Brak komentarzy: