Lac Rius - Refugio d'Angliòs (2220m)
Poranek
przywitał nas ołowianym spojrzeniem i burzowymi pomrukami. Wkrótce
krople deszczu poczęły bębnić o taflę jeziora. Niespodziewana
zmiana pogody uwięziła nas w namiocie, na szczęście na krótko i
wkrótce mogliśmy, zebrawszy swój przenośny dobytek, ruszyć
dalej. d. trochę utyskiwał, jako zwyczajowy nosiciel namiotu, bo
po deszczu został obdarzony dodatkowymi kilogramami.
Ścieżką
biegnącą wzdłuż jeziora doszliśmy do Port de Rius (2355m). Z
tego miejsca szlak prowadził w dół aż do samego Refugi Saint
Nicoalu. Trzeba było jednak bacznie patrzeć pod nogi, bo na
zygzakowatej drodze roiło się od mokrych kamiorów, kamieni,
kamyczków, na których można było łatwo stracić równowagę.
Słońce
łaskawie wyjrzało zza deszczowych chmur, kiedy mijaliśmy schronisko
Saint Nicoalu. Na odpoczynek zatrzymaliśmy się dopiero kilka
kilometrów za nim, przy zaporze Embalse de Senet (Moralets) (1435m)
mając za sobą prawie 900 metrowe zejście. Zaś w perspektywie
pokonanie niemal podobnego odcinka, tylko, że w górę. Zapowiadało
się ciężkie popołudnie, dlatego też ociągaliśmy się z
wyruszeniem w dalszą drogę.
Nie
taki diabeł straszny, jak go malują. Nasze niepokoje związane z
tym etapem wędrówki okazały się niepotrzebne. Owszem, szlak wiódł
przez zalesione zbocze ostro w górę, ale jego stromizna w pewnym
sensie skracała jego dystans. Tak więc wdrapaliśmy się na
przełęcz w żwawym tempie i bez specjalnego zmęczenia. Ha. Po
prawie dwóch tygodniach nasze boskie ciała najwyraźniej nabrały
tężyzny i krzepkości.
Impet,
z jakim się poruszaliśmy, został skutecznie zredukowany przez
silny wiatr w dolinie, w której usadowiło się Refugio d'Angliòs.
Tutaj wyszło na jaw znużenie i wyczerpanie długą wędrówką.
Jednogłośnie podjęliśmy decyzję o nocowaniu w refugi, jako że
żadne z nas nie objawiało entuzjazmu do rozbicia namiotu. Maciupkie
schronisko, kiedyś zapewne przystań dla pastuszków, pachniało
drewnem i górami. Przytuliło nie tylko nas, ale i hiszpańską
parę, która maraton GR11 chciała zamknąć w 28 dni za cenę
pokrwawionych pięt i naciągniętych mięśni.
Odgłosy
trzeszczących desek i skowyt wiatru nad schroniskiem ukołysały nas
szybko do snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz