Espot (1320m) – Refugi de Colomers (2115m)
Kiedy
ranne wstały zorze odbyliśmy poranny rytuał, który po dwunastu
dniach w podróży, moglibyśmy odczyniać z zamkniętymi oczami.
Wypoczęci, wykąpani, wyspani prorokowaliśmy udany dzień. Lepszej
pogody nie przepowiedziałaby nawet Omena Mensah. Nie pozostało nam
nic innego, tylko dziarskim krokiem wyruszyć na spotkanie z nową
przygodą.
Do
przejścia mieliśmy dzisiaj porządny kawałek trasy. Pierwszy etap
ciągnął się aż do Estany de Sant Maurici (1920m), gdzie
przystanęliśmy na obowiązkową kontemplację widoków. Oraz sesję
fotograficzną.
Za
Estany de Ratera (2130m) zrobiło się jakby przestrzenniej. Coraz
mniej dało się widzieć turystów, którzy nie chcieli za bardzo
oddalać się od przystanku dla jeepów. Szliśmy cały czas
trzymając dziarskie tempo mimo iż trzeba było stąpać uważnie,
bo ścieżki kręte, kamieniste, co chwilę idące w górę, to
opadające w dół.
Zatrzymaliśmy
się na dłużej dopiero przy jeziorze Lac Obago (2236m). Zzuliśmy
buty i wetknęliśmy zmęczone stopy w wodę, burząc jej
krystaliczną toń i ustalony rytm dnia żyjących w niej małych
rybek. d. dał się im nawet podgryzać w palce. Mnie takie
poufałości nie interesowały.
Od
Lac Obago do Refugi de Colomers dzielił nas już tylko rzut beretem.
Zanim zdecydowaliśmy się na marsz przez zaporę w stronę
schroniska, odbiliśmy ze szlaku, żeby sprawdzić propozycję
noclegową Paula Lucii. Jaskinia, o której pisał w przewodniku
okazała się być zaśmieconym bagniskiem. W tej sytuacji
najsensowniejesze wydało się podejście pod refugi i tam znalezienie
miejsca na biwak. Plan ten, jakże doskonały w swej prostocie,
pokrzyżowała informacja uzyskana w refugi o zakazie rozbijania się
przy schronisku. Pomimo oficjalnego zakazu biwakowania w Pirenejach
istnieje furtka dla strudzonego wędrowca, który może rozstawić
swój namiot po 20:00 a zwinąć go o świcie. Tak też uczyniliśmy
w miejscu położonym kwadrans od schroniska. Wiało tego wieczoru
okrutnie, więc pozwoliliśmy sobie na luksus zaparzenia wody, żeby
przyrządzić krem z kury. Prymus targaliśmy ze sobą od dnia
pierwszego, ale jak dotąd obowiązywał zakaz jego używania. d.
bowiem, jako strażnik ognia, w trosce o naszą przyszłość na
szlaku reglamentował porcje wrzątku.
Widok
z punktu noclegowego mieliśmy przedni. Zasnęliśmy szybko ukołysani
przez dzwonki krów (owiec).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz