wtorek, 16 sierpnia 2011

GR11 Dzień trzynasty


Espot (1320m) – Refugi de Colomers (2115m)

 

Kiedy ranne wstały zorze odbyliśmy poranny rytuał, który po dwunastu dniach w podróży, moglibyśmy odczyniać z zamkniętymi oczami. Wypoczęci, wykąpani, wyspani prorokowaliśmy udany dzień. Lepszej pogody nie przepowiedziałaby nawet Omena Mensah. Nie pozostało nam nic innego, tylko dziarskim krokiem wyruszyć na spotkanie z nową przygodą.


Do przejścia mieliśmy dzisiaj porządny kawałek trasy. Pierwszy etap ciągnął się aż do Estany de Sant Maurici (1920m), gdzie przystanęliśmy na obowiązkową kontemplację widoków. Oraz sesję fotograficzną.



Za Estany de Ratera (2130m) zrobiło się jakby przestrzenniej. Coraz mniej dało się widzieć turystów, którzy nie chcieli za bardzo oddalać się od przystanku dla jeepów. Szliśmy cały czas trzymając dziarskie tempo mimo iż trzeba było stąpać uważnie, bo ścieżki kręte, kamieniste, co chwilę idące w górę, to opadające w dół.




Zatrzymaliśmy się na dłużej dopiero przy jeziorze Lac Obago (2236m). Zzuliśmy buty i wetknęliśmy zmęczone stopy w wodę, burząc jej krystaliczną toń i ustalony rytm dnia żyjących w niej małych rybek. d. dał się im nawet podgryzać w palce. Mnie takie poufałości nie interesowały.

Od Lac Obago do Refugi de Colomers dzielił nas już tylko rzut beretem. Zanim zdecydowaliśmy się na marsz przez zaporę w stronę schroniska, odbiliśmy ze szlaku, żeby sprawdzić propozycję noclegową Paula Lucii. Jaskinia, o której pisał w przewodniku okazała się być zaśmieconym bagniskiem. W tej sytuacji najsensowniejesze wydało się podejście pod refugi i tam znalezienie miejsca na biwak. Plan ten, jakże doskonały w swej prostocie, pokrzyżowała informacja uzyskana w refugi o zakazie rozbijania się przy schronisku. Pomimo oficjalnego zakazu biwakowania w Pirenejach istnieje furtka dla strudzonego wędrowca, który może rozstawić swój namiot po 20:00 a zwinąć go o świcie. Tak też uczyniliśmy w miejscu położonym kwadrans od schroniska. Wiało tego wieczoru okrutnie, więc pozwoliliśmy sobie na luksus zaparzenia wody, żeby przyrządzić krem z kury. Prymus targaliśmy ze sobą od dnia pierwszego, ale jak dotąd obowiązywał zakaz jego używania. d. bowiem, jako strażnik ognia, w trosce o naszą przyszłość na szlaku reglamentował porcje wrzątku.

Widok z punktu noclegowego mieliśmy przedni. Zasnęliśmy szybko ukołysani przez dzwonki krów (owiec).

Brak komentarzy: