Refugio de Malniu (2138m) - Cabana dels Esparvers (2068m)
Kto
rano wstaje, ten czasem musi się znów położyć...jakoś nie
przyszło nam do głowy, że w Pirenejach o 5 rano może być jeszcze
ciemno (w Bieszczadach świetnie sprawdzała się metoda wczesnych
pobudek i wyruszania na szlak bladym świtem)...Poranne ablucje,
śniadanie i zwijanie betów przesunęło się troszkę, ale już
przed 8 byliśmy zwarci i gotowi, żeby wyruszyć na szlak, na którym
przycupnięte gdzieniegdzie rzeczone krowy się zasadzały (Kto je
tak wysoko zagnał, do kogo należą i co robią zimą? Oto jest
pytanie).
Pogoda
troszkę nam dzisiaj przypominała szkockie klimaty, postraszyła
ciemnymi chmurami i silnym wiatrem. Na szczęście była to tylko
chwilowa niedyspozycja meteorologiczna i mogliśmy idąc dalej,
cieszyć się słońcem i pięknymi widokami.
Oprócz
malowniczych krajobrazów, kontemplowaliśmy kwestię zawartości
plecaków, odczuwalną mocno przy stromym podejściu i zejściu z
przełęczy Portella de Calm Colomer. Po dogłębnej analizie,
uznaliśmy, że zapakowaliśmy jeno niezbędne wędrówkowe utensylia
i wyliczony zapas jedzenia, aż do miejsca, w którym będziemy mogli
je uzupełnić (Przewodnik P. Lucii dokładnie podaje, gdzie na
trasie znajdują się sklepy i informuje, kiedy należy zrobić
większe zapasy). No może ten kilogram kuskusu wydaje się pewną
przesadą, ale kto z sobą nosi, ten nikogo się nie prosi...
Wieczór
był bardzo przyjemny. Znaleźliśmy uroczą miejscówkę nieopodal
rzeczki w dolinie Cabana dels Esparvers i tam się rozbiliśmy,
modląc się żarliwie, żeby grupa hiszpańskich nastolatków
idących za nami, nie wpadła na ten sam pomysł. Wybrali jednak
refugio paręset metrów dalej, tak więc byliśmy tylko my,
majestatyczne Pireneje, szum drzew i szemrzenie rzeczki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz