piątek, 5 sierpnia 2011

GR11 Dzień drugi

Refugio de Malniu (2138m) - Cabana dels Esparvers (2068m)


Kto rano wstaje, ten czasem musi się znów położyć...jakoś nie przyszło nam do głowy, że w Pirenejach o 5 rano może być jeszcze ciemno (w Bieszczadach świetnie sprawdzała się metoda wczesnych pobudek i wyruszania na szlak bladym świtem)...Poranne ablucje, śniadanie i zwijanie betów przesunęło się troszkę, ale już przed 8 byliśmy zwarci i gotowi, żeby wyruszyć na szlak, na którym przycupnięte gdzieniegdzie rzeczone krowy się zasadzały (Kto je tak wysoko zagnał, do kogo należą i co robią zimą? Oto jest pytanie).


Pogoda troszkę nam dzisiaj przypominała szkockie klimaty, postraszyła ciemnymi chmurami i silnym wiatrem. Na szczęście była to tylko chwilowa niedyspozycja meteorologiczna i mogliśmy idąc dalej, cieszyć się słońcem i pięknymi widokami. 


 

Oprócz malowniczych krajobrazów, kontemplowaliśmy kwestię zawartości plecaków, odczuwalną mocno przy stromym podejściu i zejściu z przełęczy Portella de Calm Colomer. Po dogłębnej analizie, uznaliśmy, że zapakowaliśmy jeno niezbędne wędrówkowe utensylia i wyliczony zapas jedzenia, aż do miejsca, w którym będziemy mogli je uzupełnić (Przewodnik P. Lucii dokładnie podaje, gdzie na trasie znajdują się sklepy i informuje, kiedy należy zrobić większe zapasy). No może ten kilogram kuskusu wydaje się pewną przesadą, ale kto z sobą nosi, ten nikogo się nie prosi...





Wieczór był bardzo przyjemny. Znaleźliśmy uroczą miejscówkę nieopodal rzeczki w dolinie Cabana dels Esparvers i tam się rozbiliśmy, modląc się żarliwie, żeby grupa hiszpańskich nastolatków idących za nami, nie wpadła na ten sam pomysł. Wybrali jednak refugio paręset metrów dalej, tak więc byliśmy tylko my, majestatyczne Pireneje, szum drzew i szemrzenie rzeczki...

Brak komentarzy: