Espot
Przykazanie
nakazuje dzień święty święcić. I tako, i my uczyniliśmy
zatrzymując się w Espocie na jeszcze jeden dzień. Co prawda
wynudziliśmy się jak mopsy, bo po jakiejś dwudziestej kawie i
czterdziestym croissancie, nawet mops wszystkich mopsów, by się
poddał.
Snuliśmy
się po mieścinie bezładnie, co jakiś czas zachodząc do lokalnych
sklepików, żeby skomponować menu na kolejne dni bez cywilizacji. W
trakcie tych somnabulicznych pielgrzymek wyrobiliśmy własną opinię
o Espocie, który trochę przywodził nam skojarzenia z Zakopanem. Co
prawda Zakopane mniejszych rozmiarów, bez wypłowiałego misia oraz
wszędobylskiego zakopiańskiego kiczu. Za to z wypachnionymi,
odzianymi na bogato niedzielnymi turystami, którzy swoją przygodę
z naturą przeżywali w jeepach kursujących między miasteczkiem, a
pomnikami przyrody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz