Àreu (1225m) - Tavascan (1120m)
Wczorajsza
reanimacja w Àreu
niestety demotywująco wpłynęła na chęci do dalszej wędrówki.
Rozum nakazywał iść, dolne kończyny odpowiadały, że są już
zmęczone. W tym miejscu należy podkreślić, że jak dotąd obydwie
pary stóp trzymały się dzielnie, odporne na odparzenia, odciski i
inne deformacje typowe dla tych części ciała. Na szczęście po
godzinie marszu, nogi odnalazły zagubiony przez wczorajszy
wypoczynek rytm.
Słońce
znów próbowało udowodnić swoją wyższość nad maluczkimi,
zsyłając snopy światła na już całkiem nieźle zabrązowioną
skórę. d. kazał cieszyć się tym zjawiskiem, przywołując
argument, iż będziemy tęsknić za takim nieznośnym upałem za
parę tygodni, jak tylko wylądujemy w Aberdeen. Słuszna racja, ale
wówczas nie byłam ze słońcem w najlepszej komitywie.
Na
wysokości Coll de Tudela (2243m) zatrzymaliśmy, żeby chłonąć
piękno przyrody. Dla takich widoków warto żyć. Nawet za cenę
okrutnego pocenia się w słońcu.
Od
tego miejsca iść nam było dane już tylko w dół, co w epoce
sprzed osławionego zejścia z Portella de Baiau było moją
ulubionym etapem wędrówki. Po drodze spotkaliśmy też kilku
amatorów GR11, którzy okazali się obywatelami Izraela. O ile,
pierwsza para, którą minęliśmy zdawała się miło kojarzyć
naszą drogą ojczyznę ("Polish people are beatiful"), o
tyle, młodzieniec, napotkany w następnym rzucie, jak tylko
usłyszał, że jesteśmy z Polski, spojrzał na zegarek i oznajmił,
że musi już iść.
Dystans
między Àreu a Tavascanem
wynosi około 18km. Tempo przejścia mieliśmy fatalne, za co
odpowiedzialność wydaje mi się, można złożyć na nieprzyjazne
zachowanie słońca i fatalny dobór rzeczy w plecakach, które
ciążyły z każdym krokiem coraz bardziej. Li i jedynie.
Późnym
popołudniem trafiliśmy do Tavascanu, niewielkiego miasteczka,
którego życie towarzyskie skupiało się wzdłuż głównej ulicy z
licznymi restauracjami i hotelami, między którymi znalazł się też
niewielki sklepik, otwierany na życzenie klientów, z żydowskimi
(nomen omen) cenami towarów.
Pozwoliliśmy
sobie na wieczerzę w ogródku jednej z restauracji, jednak nie
odczuliśmy satysfakcji konsumenckiej. Mało, drogo i bezpłciowo. Za
to nocleg mieliśmy całkiem przyzwoity. Usadowiliśmy się z
namiotem nad miasteczkiem, w ruinach domostwa z widokiem na
jezioro...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz